Od autora witryny
O tym, że leśniczowie nie wiele wiedzą o dzikiej przyrodzie dowiemy się ze ścieżki "przyrodniczej" ich autorstwa .
To co zamieszczam niżej, jest kolejnym dowodem potwierdzający to, jak mizerną wiedzę o dzikiej przyrodzie posiadają leśniczowie (autorzy tekstu). Jest to kolejna kompromitacja tych panów.
Zwolennicy ochrony Puszczy Białowieskiej w większości nie widzieli jej na oczy
http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=artykul&id=11381
Zgodnie z zapisaną przez Stanisława
Jerzego Leca prawidłowością, że zawsze znajdą się Eskimosi, którzy opracują
dla mieszkańców Konga wskazówki, jak zachowywać się w czas upałów, grupy
mieszkańców Australii, RPA i USA przedstawiły ostatnio polskim placówkom
dyplomatycznym w tych krajach żądania objęcia ochroną całej Puszczy
Białowieskiej - także tej jej części, która nie stanowi obszaru Białowieskiego
Parku Narodowego (BPN), chronionego od 1921 r., ale pozostaje pod zarządem
Lasów Państwowych.
W tym samym czasie do Kancelarii Prezydenta RP nadeszło z całego świata ok. 10
tys. listów z wyrazami poparcia dla tego postulatu. Federacja Gaja ze
Szczecina doszła do wniosku, że białowiescy leśnicy chcą wytrzebić swoją połać
puszczy, i ogłosiła to w specjalnym raporcie. W Łodzi, na Piotrkowskiej,
zebrano mnóstwo podpisów pod apelem o powiększenie BPN. Podobny wynik
przyniosłaby prawdopodobnie akcja zorganizowana w każdym innym miejscu Polski
- przyjęło się bowiem uważać, że ta puszcza to las pierwotny i należy zachować
ją w niezmienionym stanie. Nie wolno więc pozwolić na wycinanie w niej żadnych
drzew - tak powszechnie rozumie się jej ochronę.
Pomysł bez sensu i szkodliwy
To jednak powoduje, że puszczańscy
leśnicy wciąż podejrzewani są o wycinanie drzew dla zysku. Tymczasem już od
1975 r. obowiązuje w trzech puszczańskich nadleśnictwach specjalny statut
nakazujący m.in. znaczne podwyższenie tzw. wieku rębności, czyli liczby lat,
jakie muszą osiągnąć drzewa poszczególnych gatunków, aby można je było wyciąć.
W latach 90. wprowadzono zakaz wycinki drzew ponadstuletnich i w ogóle
zaprzestano eksploatacji lasu w celach komercyjnych. Leśnicy pokusili się też
o wyszukanie na swoim terenie fragmentów osławionego lasu pierwotnego. Prof.
Aleksander W. Sokołowski z Instytutu Badawczego Leśnictwa zaklasyfikował tak
3,6 tys. ha drzewostanów, które natychmiast wydzielono w postaci nowego
rezerwatu pn. Lasy Naturalne, dodatkowo uzupełniając jego powierzchnię o ponad
4 tys. ha. W tym czasie istniało już 20 "starych" rezerwatów na obszarze ok.
3,5 tys. ha. Te tereny, większe niż sam BPN, są chronione przez LP na równi z
nim. Ponadto leśnicy wytypowali do ochrony 1155 drzew uznanych za pomniki
przyrody, wyznaczyli 144 strefy ochronne wokół gniazd rzadkich gatunków
ptaków, a blisko 14 tys. ha lasów uznali za wodochronne. Te działania
spowodowały znaczny spadek pozyskania drewna - do ok. 120 tys. m sześc.
rocznie, tj. do mniej niż połowy jego rocznego przyrostu.
Pozyskanie drewna jednak wciąż trwa, gdyż taka jest kolej rzeczy. Przede
wszystkim należy prowadzić trzebież, gdyż z kilkunastu czy kilkudziesięciu
tysięcy siewek lub sadzonek, które zostaną posadzone na jednym hektarze, po
kilkudziesięciu latach pozostać może jedynie kilkaset - na więcej po prostu
nie ma miejsca. Poza tym konieczna jest przebudowa drzewostanów, popularnie
zwanych pocenturowskimi. Przywraca się tam te gatunki drzew, które niegdyś
Anglicy wytrzebili. Młody las grodzi się też, aby nie dopuścić do niego
zwierzyny, która zje drzewka lub je stratuje i wygniecie, w czym celują żubry.
Wycina się też świerki zaatakowane przez korniki, żeby zapobiec masowemu
rozprzestrzenieniu się tych szkodników. Takie działania zwolennicy "ochrony"
puszczy zajadle krytykują. Do tej pory podawali za wzór rozwiązania tego
problemu jej białoruską część, gdzie chorych świerków nie usuwano zgodnie z
regułami obowiązującymi w ścisłym rezerwacie. W 2004 r. Białorusini jednak
zmienili sposób postępowania po tym, jak korniki zniszczyły ponad milion
metrów sześciennych świerków, co spowodowało wylesienie
3 tys. ha ich części puszczy. Białoruscy leśnicy zaczęli usuwać chore świerki,
tak jak robią to polscy, a także poprosili o sprzedaż 200 tys. sadzonek dębu,
najwyraźniej nie wierząc, że puszcza wyrośnie sama na ogołoconych
powierzchniach. Drzewa opanowane przez korniki ścina się zresztą także na
obszarze BPN, ale jedynie wzdłuż granicy z obszarem Lasów Państwowych.
Tymczasem w ostatnich latach giną też jeden po drugim wiekowe białowieskie
dęby. Zabija je opiętek dwuplamkowy. Aby powstrzymać atak szkodnika, leśnicy z
Hajnówki wystąpili o zgodę na wycięcie 112 zasiedlonych przez niego dębów.
Zwolennicy "ochrony" puszczy natychmiast urządzili pikietę przed siedzibą
nadleśnictwa, a w komunikatach rozsyłanych przez internet nazwali opiętka
"pretekstem do dożynania puszczy". Tymczasem ów "pretekst" zniszczył w całej
Polsce w latach 2001-2004 blisko 600 tys. m sześc. dębów, w samym
nadleśnictwie Białowieża zaś próchnieje na skutek jego żeru drewno dębowe
wartości ok. 6,5 mln zł. Leśnicy nie otrzymali jednak zgody na wycięcie drzew
zajętych przez szkodnika. BPN o taką nie występował "z zasady", a pozostałe
dwa nadleśnictwa - z obawy przed nagonką, jaką przeżyli koledzy z Hajnówki.
Nie będzie nas - nie będzie puszczy
Prof. Janusz Faliński, nieżyjący już przewodniczący rady naukowej BPN, zwykł
mawiać, żeby nie przejmować się takimi czy innymi klęskami powodującymi śmierć
lasu, gdyż puszcza odrodzi się w swej pierwotnej postaci po jakichś 350-400
latach. Obecny dyrektor BPN, Józef Popiel, także ze stoickim spokojem
przygląda się śmierci dębów i świerków, optymistycznie skracając prognozę
profesora do 200 lat. Twierdzi poza tym, że dąb i inne gatunki drzew odnawiają
się w puszczy samosiewnie i nic ich egzystencji nie grozi. Całkiem co innego
wynika z badań prof. Bogdana Brzezieckiego z SGGW przeprowadzonych na
powierzchni doświadczalnej wyznaczonej na terenie BPN jeszcze w 1936 r.
Obowiązuje na niej zakaz ścinania jakichkolwiek drzew. W momencie
rozpoczynania badań rosły tam obok siebie świerki, sosny, dęby i brzozy w
rozmaitym wieku, był to więc typowy fragment pierwotnej puszczy. W ciągu kilku
następnych lat obserwowano samosiewy świerka. Potem jednak na powierzchni tej
pojawił się grab, który jest gatunkiem niesłychanie ekspansywnym. Z czasem
wytworzył on drugie, niższe piętro drzewostanu i tak ocienił glebę, że przez
kilkadziesiąt lat nie wyrosło tam żadne inne drzewo poza nielicznymi lipami.
Obecnie wszystkie stare drzewa, jakie rosną jeszcze na tej powierzchni,
zaczynają obumierać i jest raczej pewne, że po stu latach od rozpoczęcia
doświadczenia będzie na niej rósł jednopiętrowy lity las grabowy. W żadnym
wypadku nie będzie on przypominał lasu pierwotnego, jakiego wyobrażenie nosi w
sobie większość zwolenników ochrony puszczy. Naukowcy - ekolodzy wiedzą więc
dobrze, że brak gospodarki leśnej spowoduje, że w puszczy będzie można do woli
obserwować procesy biologiczne, ale jej olbrzymie, "pierwotne" fragmenty
znikną na setki lat.
Mimo takich wyników badań naukowych leśnicy nie negują konieczności
pozostawienia fragmentów puszczy we władaniu sił natury. Tak powinno dziać się
nie tylko w BPN, ale także na terenach LP. Nawet w lasach gospodarczych
leśnicy pozostawiają od 5 do 10% powierzchni bez swojej ingerencji. To
rozwiązanie, które funkcjonuje dotychczas, wydaje się jednak coraz bardziej
zagrożone. Z inicjatywy prezydenta RP zwołano w czerwcu seminaryjne
posiedzenie senackiej Komisji Rolnictwa i Ochrony Środowiska, które stanowi
nową odsłonę w sporze o puszczę. Leśnicy obawiają się, że trzy nadleśnictwa
mogą zostać "przehandlowane" w imię korzyści propagandowych bez wnikania w
zasadność argumentów obu stron. Że coś jest na rzeczy, wskazuje nagła zmiana
stanowiska w tej sprawie starosty hajnowskiego, Włodzimierza Pietroczuka,
który do tej pory bronił puszczańskiego status quo. Ostatnio podpisał się on
pod roboczą koncepcją o nazwie "Las Narodowy - Puszcza Białowieska" - nową
ideą pozbawioną na razie jakichkolwiek konkretów, ale zakładającą pogodzenie
BPN i LP poprzez powołanie nowego zarządu dla całej puszczy wraz z organem
doradczym złożonym z ekologów i naukowców. Prace nad tym nowym pomysłem
powinno zdaniem leśników zainaugurować odśpiewanie znanej piosenki Wojciecha
Młynarskiego z refrenem "Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie?".